No i stało się. Po raz pierwszy przyszło mi pisać o książce,
której Nina nie skończyła czytać. Jest dla mnie to taka nowość, że aż trudno mi
się pozbierać i sklecić kilka zdań. Muszę jednak wysilić moją mózgownicę i dać
z siebie wszystko, aby później nie mieć kaca moralnego.
Jeśli myślicie, że Nina po prostu stwierdziła, że książka
jej się nie podoba i odłożyła ją na bok, to się mylicie. Ona z całych sił
chciała ją przeczytać, ale jakoś nie miała do niej serca. Spędziła nad nią dwa
tygodnie. W tym czasie można by przeczytać jakieś opasłe tomisko, a co dopiero
średniej długości romans. No niestety. Poległa. Wcześniej taka sytuacja miała
miejsce tylko kilka razy, a książki nieprzeczytane do końca przez Ninę to: „Awantura
o Basię”, „Zbrodnia i kara” oraz „Mistrz i Małgorzata”. W każdej z tych książek
pojawiło się coś, co dziewczynę odrzucało lub odstraszało. Tak samo było w tym
przypadku.
Ta bestsellerowa powieść wcale Niny nie zaciekawiła, a
wierzcie mi, starała się jak nigdy. Owszem pojawiały się momenty wciągające,
ale za chwileczkę one odchodziły w siną dal i znów wiało… nudą? To zjawisko
nudy, dla Niny rzecz jasna, w romansie wydaje mi się w pewnym stopniu niebywałe.
Ona, która chłonie najmniejszy przebłysk, cień, namiastkę miłości w
powieściach, nie dojrzała w romansie Marqueza choćby tego, co można spotkać w
wątku miłosnym jakiejś książki sensacyjnej. Przecież jak Nina czyta i widzi, że
gdzieś w przyszłości może pojawić się romansik, to jej oczy już się święcą
dzięki iskrom, które w nich szaleją, a jej twarz zaczynają zdobić dwa
policzkowe pulajdy, które tworzą się na skutek uśmiechu. W „Miłości w czasach
zarazy” tego nie było. Może to przez tę zarazę?
Dużym minusem jest też brak rozdziałów. Człowiek nie może
powiedzieć sobie: „A przeczytam jeszcze jeden rozdział i pójdę spać”. Dla Niny
jest to strasznie uciążliwe. Nie chodzi tu o to, że dziewczyna nie potrafi
określić sobie ilości stron, które przeczyta zanim coś tam zrobi. Chodzi o to,
że rozdziały przeważnie kończą pewien wątek czy jakąś myśl. Bez nich nie wiadomo,
kiedy kończy się stare, a kiedy zaczyna nowe i czasem trzeba się zastanawiać,
czego dana historyjka się tyczy. Nowy rozdział = nowe rzeczy i wszystko byłoby jasne.
Pewnie nikogo nie zachęciło doświadczenie Niny z tą
powieścią, ale ja Wam powiem tak, sprawdźcie i przekonajcie się sami, bo teraz
jednak mieliśmy okres świąteczny, a wtedy człowiek często jest rozleniwiony i
nie wszystko mu pasuje. Może tak właśnie było z Niną?
P.S. Wczoraj Nina przeczytała zdanie, które zniechęciło ją
do końca. Przytoczymy tylko kawałek tego zdania: „Namydlały się, wyczesywały
sobie gnidy, […]”. Fuj! Ponoć „nic, co ludzkie, nie jest mi obce” (Terencjusz),
ale chyba jednak nie do końca.
okładka: Wydawnictwo Muza
źródło okładki: muza.com.pl
Dlaczego piszesz o sobie w trzeciej osobie? Strasznie to pretensjonalne.
OdpowiedzUsuńDrogi Anonimie!
UsuńNie piszę o sobie. Piszę o Ninie, a ja jestem tylko, powiedzmy, narratorem.
Pozdrawiam :)