Wieczór został zarezerwowany. Mama zaproszona na wspólny
seans filmowy. Przed Niną stał film oscarowy. Oscara otrzymała Rachel Weisz za
najlepszą żeńską rolę drugoplanową, za rolę Tessy Quayle. Jeden ze znajomych
Niny swego czasu był zafascynowany filmami nominowanymi i zwycięskimi, więc
jeśli opuścił tę pozycję to zdecydowanie powinien po nią sięgnąć.
Nina daje tylko jeden minus, no powiedzmy minusik, chociaż
nie znosi ona zdrobnień, jeśli są niepotrzebne. Czasem akcja rozgrywa się za
szybko, sceny są za szybkie i jeśli ktoś ma wolniejsze rozumowanie, jak Nina,
może mieć chwilowe problemy z załapaniem, o co chodzi. Zbytnie przedłużanie
scen oczywiście nie ma sensu, bo za bardzo wszystko rozciągnęłoby się w czasie
i akcja nie byłaby wartka.
W filmie naturalnie zostały dokonane pewne zmiany względem
książki. Usunięty został wątek śledztwa w sprawie zabójstwa Tessy,
automatycznie nie pojawili się Lesley i Rob, którzy to śledztwo w Kenii
prowadzili. Twórczynie leku, Dypraxy, również zostały pominięte. Dwie lekarki,
Emrich i Kovacs, dla filmu okazały się zbędne, tylko ich przyjaciel Marcus Lorbeer
znalazł się w ekranizacji. Ostatnia zmiana dość rzucająca się w oczy dotyczy
kolejności przedstawiania zdarzeń. W wersji filmowej „Wiernego ogrodnika”
retrospekcje nie pojawiają się wraz z rozwojem akcji. Tutaj wszystko, co działo
się od momentu poznania się Tessy i Justina jest najpierw, a dopiero potem
oglądamy prywatne dochodzenie mężczyzny. Jednak to, co powinno być ukryte przez
pewien czas, żeby widz nie wiedział za dużo, takie pozostaje. Podczas oglądania
Nina oczywiście zauważała, że tu coś dodali, a tam coś zabrali, ale właściwie były
to tylko obserwacje, a nie wyrzuty w kierunku reżysera. On spisał się doskonale
przy tworzeniu tego dzieła i Nina praktycznie nie ma się, do czego doczepić.
„Wierny ogrodnik” nie jest typowym wyciskaczem łez, ale oglądając
ten film natkniecie się na momenty, przy których ściska się gardło, a oczy robią
się coraz bardziej mokre. Nina doświadczyła tego dwa razy, a musicie wiedzieć,
że to nie zdarza się na pierwszym lepszym seansie. Najbardziej odczuwała wyżej
wymienione symptomy, kiedy Justin, dr Lorbeer i mała Abuk uciekali z wioski
przed najeźdźcami. Smutek, który zagościł w sercu Niny zaskoczył chyba nawet ją
samą. To była tylko mała „samozwańcza sekretarka” Lorbeera. I nie wiadomo, co
się z nią potem stało. To jest taka scena, która często wraca do człowieka i o
której zmuszony, w sensie pozytywnym, jest myśleć.
Film pozbawiony jest zbędnego hollywoodzkiego akcentu. Jest
świetny, według Niny oczywiście. Należy do tych z rodzaju: musisz go obejrzeć. Twórcy
naprawdę odwalili kawał dobrej roboty. Nie pozostaje Wam chyba nic innego jak
zaopatrzyć się w egzemplarz i nadrobić zaległości, a jeśli już oglądaliście, to
czemu nie mielibyście sobie przypomnieć tej historii.
O książce przeczytasz tutaj.
O książce przeczytasz tutaj.
źródło okładki: filmweb.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz