Wyobraźcie sobie, że jesteście w nowojorskim apartamencie. Leżycie
w łóżku, ale coś jest nie tak. Nie możecie ruszyć nogami. Tułów również nie
chce się poruszyć. Ręka ani drgnie. W końcu udaje się Wam unieść palec serdeczny
i obracacie głową. Myślicie tylko o tym, żeby skończyła się już ta męka i
żebyście mogli zostać uwolnieni od tego ciała, które nie pozwala Wam żyć tak
jakbyście tego chcieli. Dobrze. Wiecie już, w jakiej kondycji jest jeden z
bohaterów, Lincoln Rhyme, który przed wypadkiem na stacji metra był cenionym kryminalistykiem.
Ze względu na jego wiedzę i doświadczenie policja Nowego Jorku zwraca się do
niego z prośbą o pomoc. W mieście grasuje bardzo wyrachowany, okrutny i
inteligentny morderca.
Pierwszą ofiarą jest John Ulbrecht, którego ciało znajduje
policjantka patrolu Amelia Sachs. Funkcjonariuszka postanawia zabezpieczyć
miejsce odnalezienia zwłok, czym imponuje Lincolnowi Rhyme. Mężczyzna nie bez
oporów, ale zgadza się pomóc złapać przestępcę. Chce jednak by to Amelia zajmowała
się zabezpieczaniem śladów i zbieraniem dowodów na miejscu zbrodni. Kobieta zdecydowanie
odmawia, mówi, że nie zna się na tym, nie ma doświadczenia ani nawet
przeszkolenia w tym kierunku. Zostaje do tego jednak zmuszona poprzez rozkaz
dowódcy. Amelia nienawidzi Lincolna za to, że musi się ona zmagać z widokami, z
którymi wolałaby nie mieć styczności. Nina ma takie same odczucia wobec Rhyme’a,
ale u niej nie zmieniają się one w sympatię tak jak to ma miejsce w przypadku
funkcjonariuszki Sachs.
Przez całą książkę bohaterowie walczą z czasem. Muszą poznać
miejsce i sposób, w jaki ma umrzeć kolejna ofiara kolekcjonera kości, a muszą do tego dojść na podstawie
wskazówek, które zostawia przy poprzednich poszkodowanych. Mieszkanie Lincolna
zamienia się w laboratorium, gdzie badane są wszystkie próbki oraz w centrum
całej operacji. On podejmuje decyzje, on rozporządza policjantami. On wpada na
najgenialniejsze pomysły, co czyni go kimś w rodzaju Sherlocka Holmesa, a
przynajmniej dr House’a. Może być to irytujące dla odbiorcy, że w niemal
ostatniej chwili Lincoln Rhyme doświadcza olśnienia i wie, co trzeba zrobić.
Książka jest dobrze napisana i dobrze pomyślana. Czyta się
ją przyjemnie, ale z napięciem i oczekiwaniem najgorszego. Są fragmenty, które
mogą spowodować, że Wasz żołądek będzie chciał się zbuntować i oddać światu, to,
co świat chciał przez Wasze ręce mu ofiarować. No chyba, że jesteście odporni
na nieapetyczne widoki albo nie przykładacie się by sobie je wyobrazić. „Do
końca nie wiedziałam, kto jest tytułowym kolekcjonerem kości, a na dodatek
autor zasiał we mnie mylące przekonanie, że wiem, kim on jest”. Czyż to nie
jest najważniejsze w powieści tego typu, żeby tożsamość mordercy nie była znana
czytelnikowi do momentu, w którym autor sam o tym mówi? Sama końcówka książki
również jest zaskakująca, chociaż Nina nie ma przekonania czy nie jest ona zbyt
przesadzona, ale to już należy do oceny indywidualnej odbiorcy.
O filmie przeczytasz tutaj.
O filmie przeczytasz tutaj.
okładka: Prószyński i S-ka
źródło okładki: proszynski.pl
źródło okładki: proszynski.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz