poniedziałek, 23 grudnia 2013

Młodość niejedno ma imię. - „Pan Samochodzik i templariusze” Zbigniewa Nienackiego (1966)

    Czasami w życiu dorosłego człowieka pojawia się taki moment, w którym chętnie cofnąłby się do lat młodzieńczych. Nina najczęściej wraca do dzieciństwa w grudniu, w okresie przedświątecznym i świątecznym. Wspomina jak to było kiedyś. Ale jak się do tego zabiera? W tym roku pomogła jej książka „Pan Samochodzik i templariusze”, którą czytała będąc jeszcze dzieckiem.

    W tym tomie historyk sztuki Tomasz vel Pan Samochodzik musi zmierzyć się z tajemnicami średniowiecznego zakonu templariuszy. Po świecie krążą legendy o skarbach templariuszy ukrytych w Polsce. Nasz główny bohater nie byłby sobą gdyby nie pragnął tych skarbów odnaleźć. Nie będzie jednak wcale tak łatwo, bo zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie chciał mu pokrzyżować plany. Nie jedną przeżyje on przygodę i nad niejednym twardym orzechem będzie Pan Samochodzik dumać. Na szczęście nie będzie musiał nad wszystkim pracować sam, ponieważ z pomocą przybędą mu harcerze w liczbie trzech.

     Dla Niny główny bohater jest postacią bardzo ciekawą. Może z początku wydawać się ofiarą losu, wołowiną czy cieniasem, ale on po prostu jest spokojnym człowiekiem i nie robi niczego na „hura”. Nie przejmuje się, że ludzie wyśmiewają się z jego samochodu, bo on zna jego prawdziwą wartość. Nie przejmuje się również, kiedy ludzie jego wyśmiewają, bo zna swoją wartość – wtedy się tylko obraża. Tomasz lubi mieć na oku jakąś ładną dziewczynę, a najlepiej dwie. One prawie zawsze nie przepadają za nim, droczą się z nim, ale go szanują. Pierwsza jest zazdrosna o drugą, druga jest zazdrosna o pierwszą, bo pomimo tego, że mają go za wariata, to łakną jego uwagi. Nina właściwie dopiero teraz zwróciła na to uwagę. Kiedy była dzieciakiem jakoś tego nie dostrzegła.

    Z powieści możemy wynieść też trochę wiedzy historycznej, jeśli jest prawdziwa oczywiście, a tego Nina jeszcze nie sprawdziła. Nie wiem czy to przez jej chroniczne lenistwo, czy przez prace przygotowawcze do Świąt. Miejmy nadzieję, że autor napisał prawdę (ciekawe tylko, którą z trzech możliwych, jeśli wiecie, o co mi chodzi :])

    Mało jest pewnie osób, które nie znają Pana Samochodzika, bo to w końcu najlepszy polski (powieściowy) poszukiwacz skarbów. Jednak, jeśli jest ktoś, kto go nie zna niech się nie przejmuje, zawsze można to nadrobić. Tomasz N.N. czeka na Was w 15 tomach napisanych przez Zbigniewa Nienackiego. Chociaż serię o Panu Samochodziku uważa się za serię dla młodzieży, to Nina i tak czuje, że będzie mogła czytać te historie nawet, jako mocno dojrzała kobieta. Jeśli to czyni z niej dziecinną osóbkę, to niech tak będzie. Jej chyba nawet z tym dobrze.

    Na koniec jedno małe zdanko. Czytanie tej książki przypomniało Ninie czasy, kiedy grała z braćmi w gry z serii „Broken Sword”, tam też sporo dzieje się wokół templariuszy. 

okładka: Wydawnictwo Warmia
źródło okładki: wydawnictwo-warmia.pl

poniedziałek, 16 grudnia 2013

Agenci? Obecni! - „Lista Göringa” J.C. Pollock

    „Lista Göringa” to nasza kolejna propozycja z działu sensacja. Po przeczytaniu książki Nina chciała dowiedzieć się, czego o autorze, ale okazało się to bardzo trudne, a właściwie to nawet niemożliwe. Nie znalazła żadnej biografii po polsku czy angielsku. Dziwne. Autor widmo? Ale nie napisał tylko tej jednej powieści, żeby był taki nieznany. No trudno, nie poznamy gościa.

    O czym jest książka? O Niemcu nazwiskiem Strasser, który po śmierci swojego ojca zostaje właścicielem bardzo cennych i ważnych dokumentów nazwanych właśnie Listą Göringa. Jürgen Strasser był kiedyś pracownikiem Stasi, ale obecnie zajmuje się bardziej hardcorową działalnością – jest terrorystą z organizacji RAF (Frakcja Czerwonej Armii) i zamierza wykorzystać informacje z Listy, żeby się wzbogacić. Nie myślcie jednak, że tak łatwo uda mu się to osiągnąć. Zaczynają go ścigać najbardziej znane agencje wywiadowcze na świecie. CIA, Mossad, SWR i jeszcze na dodatek nowojorska policja. Jürgen strzeż się! Albo nie, bo wcale nie jesteś pozytywnym „dobrym” bohaterem tylko jesteś czarnym charakterem. Tymi dobrymi są Rachela Sidrane i Mike Semko.

    Dla Niny w całej powieści pojawiło się za dużo postaci. Zmniejszyłaby ich liczbę tak do połowy i wtedy byłoby dobrze. Dziewczyna często robi sobie notatki w trakcie czytania, ale tym razem nie miała do tego weny i pewnie, dlatego miała problemy – zwłaszcza na początku książki – żeby wszystkich ludzi ogarnąć swoim rozumkiem.

    „Lista Göringa” bardzo wolno się rozkręca i nie jest zbyt wciągająca do 1/3, 1/4 długości. Późnej z kartki na kartkę powieść nabiera rumieńców i człowiek od razu chce się dowiedzieć jak wszystko się kończy, kto przerwa, kto polegnie, co się stanie z Listą Göriga. Dowodem na to wciąganie niech będzie fakt, że Nina przeczytała ponad połowę książki w jeden dzień. Wcale jakoś super szybko nie czyta, więc zajęło jej to trochę czasu. Oprócz tego, że powieść jest od pewnego momentu wciągająca to jest jeszcze nieźle pokręcona. Jak myślisz, że już wszystko wiesz, to okazuje się, że nie wiesz nic, bo wychodzą na jaw nowe informacje i pojawiają się nowi uczestnicy całego show. Robi się niezły galimatias.

    Można o tej książce powiedzieć jeszcze jedno. Jest ciut naciągana, ale tak jest bardzo często w tego typu powieściach. Jeden facet ucieka przed licznymi przeciwnikami i ciągle jest lepszy od wszystkich. Błędy nie są jego działką, nie zawraca sobie nimi głowy. Ma lepsze rzeczy do roboty – może skonstruuje jakąś bombę albo inną zabaweczkę. Ninę zawsze lekko irytowały sytuacje typu: „łobuz” ucieka i nikt nie może go dopaść, najlepsi agenci wychodzą na debili i nieudaczników. To jest takie chyba mało realistyczne.

    Mimo tego pokręcenia, naciągania i mimo niebotycznej ilości bohaterów Nina jest zadowolona z lektury. Nie postawi „Listy Göringa” na półce z najlepszymi książkami, ale na samym dnie kartonu z tomami, które okazały się dla niej pomyłkami też się nie znajdzie.

okładka: Wydawnictwo Adamski i Bieliński
źródło okładki: lubimyczytac.pl

piątek, 13 grudnia 2013

Być jak Eugenia. - „Służące” reżyseria Tate Taylor (2011)

    Film dla Niny nie był nowością. Widziała go już jakiś czas temu. Nie powiem dokładnie, kiedy bo nie pamiętam. Udało jej się jednak przeżyć go na nowo i było to niesamowite uczucie.

„Służące” to film, w którym głównie ocenia się przekaz, aktorstwo i czy wzbudza jakieś emocje czy uczucia. Jeśli te czynniki są spełnione, to na drugi plan odchodzą zmiany, które zostały dokonane względem książki (jeśli oczywiście nie modyfikują za bardzo treści). W tym filmie doszło do kilku takich scen, które są inaczej przedstawione niż w powieści, ale prowadzą do jednego punktu. I tak oto, jako pierwszy przykład mamy wątek Constantine (Cicely Tyson) i jej córki. Wątek poboczny, mniej ważny dla widza, ale bardzo ważny dla Eugenii (Emma Stone), więc nie mogło go zabraknąć w filmie, ale został przedstawiony w sposób odmienny w stosunku do książki. Nie będziemy opisywać, czym wszystko się różniło, chcemy tylko zaznaczyć, że się różniło. Nie chcemy, za bardzo, odkrywać kart, które powinny być odkrywane przez czytelnika lub widza. Kolejnym przykładem niech będą okoliczności, w jakich Minny (Octavia Spencer) kończyła współpracę z panienką Hilly (Bryce Dallas Howard). Autorka widziała to inaczej. Oprócz dokonanych zmian w „Służących” spotykamy się również z pominięciami niektórych fragmentów. Film jest jednak tak dobry, że ani pierwsze, ani drugie nie sprawia (osobie czytającej powieść) przykrości podczas oglądania.

    Skoncentrujmy się może teraz na aktorach, albo właściwie na aktorkach, bo o nich będzie mowa. Przede wszystkim każda rola, znacząca, została odegrana perfekcyjnie, ale po kolei. Na pierwszy ogień weźmy może Eugenię „Skeeter” Phelan. Może nie jest to rola oscarowa, ale Emma Stone świetnie sobie w niej poradziła. Jest w niej coś takiego, co ciężko opisać, coś, co przyciąga i sprawia, że można się poczuć tak jakby się było w jej skórze. No w każdym bądź razie Nina tak się czuła. Następna w kolejności jest Aibileen i Viola Davis w tej roli. Stworzyła ona idealną kreację swojej bohaterki. Jest spokojna, ale jeśli potrzeba to i stanowcza. Octavia Spencer, jako Minny jest wprost oszałamiająca i wcale nie jest zadziwiające, że otrzymała Oscara. Nina nie wyobraża sobie, żeby ktoś inny mógł to zagrać. Są takie sceny, które wracają i przypominają o genialności Octavii w tej roli. I jej miny! Kiedy patrzy jak panienka Hilly je ciasto, jak nadzoruje panierowanie kurczaka przez panienkę Celię, jak stawia warunki „Skeeter”. No cóż, dla Niny i dla mnie to majstersztyk. Ostatnia na tej liście niech będzie Jessica Chastain w roli Celii Foote. Celia to krótko mówiąc słodka idiotka i jeszcze na dodatek stereotypowa blondynka (my mamy dobre zdanie o blondynkach i nie myślimy jak twórcy kawałów). Czy można się czegoś dobrego spodziewać po takiej bohaterce? Okazuje się, że można i to całkiem sporo, ale o tym musicie przekonać się sami. Napiszę tylko tyle, że razem z Niną darzymy ją taką samą miłością jak pierwsze trzy panie.  


    Na takim filmie jak „Służące” człowiek się wzrusza i nawet nie będzie się tego wstydził. Przy scenie „lania”, jakie dostała Mae Mobley, albo jak Celia sadziła kwiaty w ogrodzie oczy po prostu same wypełniają się łzami i możliwe, że uświadomisz to sobie dopiero jak już pociekną po policzku, bo to jest tak wciągający film, że takie przyziemne rzeczy jak płacz odchodzą w siną dal. Jest to dzieło, które naprawdę trzeba obejrzeć.

O książce przeczytasz tutaj.

źródło plakatu: filmweb.pl

poniedziałek, 9 grudnia 2013

Zaopiekuj się mną. – „Służące” Kathryn Stockett (2009)

    Wyobraźcie sobie taką sytuację: żyjecie w latach sześćdziesiątych XX w., zatrudniacie pomoc domową, która zajmuje się praktycznie wszystkim. Robi pranie, prasuje, gotuje, sprząta, a nawet zajmuje się waszymi dziećmi. Po prostu robi wszystko to, co jej każecie. No bajeczne życie! W tej książce autorka ukazuje to wspaniałe życie z kilku perspektyw. Pozwala nam spojrzeć na wszystko oczami służących, pracodawców i ich dzieci.

    Aibileen Clark i Minny Jackson to czarnoskóre służące w domach, u białych. Są one jednymi z głównych bohaterek powieści. Pierwsza pracuje u Elizabeth Leefolt, druga na początku u Hilly Holbrook, a później u Celii Foote. Kolejną główną postacią jest Eugenia „Skeeter” Phelan, biała, niezamężna, absolwentka uniwersytetu, świeżo upieczona redaktorka rubryki z poradami, dotyczącymi sprzątania (oczywiście nie ma o tym zielonego pojęcia).
   
    Książka posiada trzech narratorów. Aibileen, Skeeter i Minny. Nina chyli czoła przed autorem, albowiem z pewnością niełatwo jest napisać powieść w ten sposób. Segmenty pań przeplatają się ze sobą kilka razy. Nie jest tak, że najpierw mamy wszystko z warsztatu jednej, potem drugiej i trzeciej. We fragmentach Aibileen jest dużo ciepła, życzliwości, wiary, ale i strachu i niepewności. Troszczy się o swoją malutką podopieczną Mae Mobley, o wiernych z jej kościoła i o swoją przyjaciółkę Minny. Opowieści Eugenii mają charakter lekko buntowniczy. Ona sama jest raczej indywidualistką, nie pozwala się szufladkować. Nina powiedziała mi wczoraj: „Napisz, że Skeeter przypomina mi ciebie. Tylko ty trochę lepiej się ubierasz”. Dzięki Nina. Ostatnia narracja należy do przeuroczej Minny. Warto tę książkę przeczytać chociażby dla tych kilku jej rozdziałów. Minny czasem powie coś, czego mówić nie powinna i choć dobrze o tym wie, to nie może się powstrzymać. Bywa pyskata, ale świetnie gotuje. Przypomina mi Ninę. Może to przez tę ironię?

    Głównym problemem poruszanym w „Służących” jest dyskryminacja rasowa. Tematyka bardziej poważna i trudna. Poznajemy ludzi walczących o możliwe jak największe odseparowanie się od „czarnych”, ale niemających żadnych kłopotów z powierzaniem im swoich pociech. Spotykamy również ludzi (białych), którzy nie popierają segregacji i chcieliby z nią w jakiś sposób walczyć. Kathryn Stockett opisała problemy toaletowe (osobna toaleta dla „kolorowych”, bo przecież roznoszą choroby), problemy sklepowe (osobne sklepy dla białych i czarnych, czarne kobiety mogły robić zakupy w sklepie dla białych tylko, jeśli miały na sobie mundurek służącej), problemy świętej racji (co powiedział człowiek biały o czarnym z pewnością jest prawdą i słusznością) i wiele innych.

    Na szczęście powieść nie jest tylko smutna i poważna. Jest wiele fragmentów zabawnych, a nawet romantycznych. Jest to pozycja godna polecenia i poświęcenia swojego cennego czasu. Jeśli jednak nie zdecydujecie się po nią sięgnąć, chcemy razem z Niną zaprezentować Wam jedno z ważniejszych przesłań „Służących” (według nas oczywiście): „Jesteś dobra. Jesteś mądra. Jesteś ważna”. Panowie, dla Was specjalnie tworzymy męską formę (w książce występuje tylko żeńska): „Jesteś dobry. Jesteś mądry. Jesteś ważny”. I tym optymistycznym akcentem kończymy dzisiejsze kontemplacje. 

okładka: Wydawnictwo Media Rodzina
źródło okładki: mediarodzina.com.pl