poniedziałek, 3 lutego 2014

Jak naprawić kiepskie zakończenie książki? – „Zaklinacz koni” w reżyserii Roberta Redforda (1998)

    Jeśli jakimś cudem nie oglądaliście jeszcze „Zaklinacza koni”, a zamierzacie to zrobić, to przygotujcie się na długi seans, 2h 50min. Co więcej, należy on do gatunku filmów nudnych i spokojnych, ale też godnych polecenia, ponieważ to ciekawa historia jest i przecież nie tylko filmy z wartką akcją są warte oglądania.

    Ninie trudno jest się zdecydować, co było lepsze, książka czy film. W jednym i drugim było coś, co się jej podobało i coś, co nie bardzo przypadło jej do gustu. Adaptacja dobrze oddaje fabułę z powieści, Nina decyduje się, więc postawić znak równości pomiędzy nimi.

    W filmowym „Zaklinaczu koni” brakowało dziewczynie osoby Roberta MacLeana (Sam Neill) - było go za mało - i przedstawienia jego relacji z Grace (Scarlett Johansson). Według niej to jest istotna sprawa, że ojciec miał z córką lepszy kontakt i lepsze z nią relacje niż jej matka. W filmie się tego nie wyczuwało. Nina odbierała to tak: przyzwoite relacje z ojcem i kiepskie z matką. Kolejną rzeczą, która powinna znaleźć się w ekranizacji (według bohaterki tego bloga) jest wątek ponownej nauki jazdy konnej przez Grace. Fakt, jest jedna scena, kiedy próbuje dosiąść konia, ale na tej próbie się kończy. Nie obserwujemy jej postępów w tej dziedzinie, ale widać nie było pisane młodziutkiej Scarlett Johansson jeździć na koniu na planie.

    Wielkim zaskoczeniem dla Niny była Annie (Kristin Scott Thomas) i Tom Booker (Robert Redford). Jeśli czytaliście opinię o książce, to wiecie, że dziewczyna za nimi nie przepadała. W filmie jednak nabrała do nich więcej sympatii i nie przeszkadzali jej w odbiorze całej historii. Annie okazała się czułą i kochającą matką, a Tom okazał się być rudawy. Autor książki chyba się pomylił, opisując Toma, jako przystojnego blondyna :)

    Dwie sceny bardzo przypadły do gustu naszej pięknej czytelniczko-widzce. Pierwsza to ta, w której Tom uczy Grace prowadzić samochód. Świetnie nakręcone i świetnie zagrane. Twórcy uchwycili to coś, tą niepewność, te wahania osoby, która po raz pierwszy jedzie sama samochodem. Oglądając tę scenę, Nina czuła się tak jakby to ona była na miejscu Grace. Przypomniała sobie jej pierwsze chwile za kierownicą. Druga scena rozgrywa się w domku nad potokiem na ranczu. Chwilowo mieszka tam Annie z córką i postanawia zaprosić Bookerów na kolację w podzięce za ich dobroć i wszelką pomoc. To jest bardzo fajna scena, choć głównie chodzi o rozmowę, która ma miejsce przy stole. Jest ciut zabawnie, ale też naturalnie i ludzko. Mistrzowskie wybrnięcie Diane (Dianne Wiest) z patowej sytuacji.

    Na koniec nie można nie wspomnieć o zmianie zakończenia. Według Niny to doskonałe posunięcie. Naprawiło to wiele. Nie ma zbędnego patosu i ckliwości. Wielki plus za to. Swoją drogą to jest niespotykane, żeby Ninie podobała się zmiana zakończenia, a jednak tak jest.

O książce przeczytasz tutaj.

źródło plakatu: filmweb.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz