sobota, 15 lutego 2014

A teraz coś z zupełnie innej beczki. - „Tożsamość Bourne’a” w reżyserii Douga Limana (2002)

    Wydawać by się mogło, że ten film jest całkiem nowy. Nakręcony przecież po roku 2000, ale mamy już 2014 rok i po chwili zastanowienia okazuje się, że ma on już 12 lat. Jakże ten czas leci. I pomyśleć, że będąc dzieckiem myślało się, że w XXI wieku będziemy poruszać się latającymi samochodami, jak to było w bajce Jetsonowie.

    Wróćmy jednak do Bourne’a. Po kolejnym obejrzeniu tego filmu, okazało się, że z książką ma niewiele wspólnego. Jest tu bardzo dużo zmian i Nina nie poleca go osobom, które pragną poznać historię powieściowego Jasona. Do tego nadaje się tylko książka.

    W filmie Jason (Matt Damon) poszukiwany jest tylko przez swoich pracodawców. Ekipa Carlosa została całkowicie pominięta. Właściwie to Nina się nie dziwi, bo ileż można zmieścić treści w filmie dwugodzinnym. Rekonwalescencja Bourne’a po postrzale w Marsylii jest dużo krótsza i mniej burzliwa niż miało to miejsce w książce. Marie (Franka Potente) nie przypomina za bardzo pierwowzoru spod pióra Roberta Ludluma. Żadnym geniuszem ekonomicznym ani pracownikiem rządowym z Kanady nie jest, ale chyba ta babeczka z ekranu bardziej odpowiadała Ninie. Co do Jasona Bourne’a, to trudno się dziewczynie zdecydować, który jest lepszy. Ten książkowy jest bardziej podatny na urazy, przez co wydaje się być bardziej realny, ale ten filmowy w swojej, pewnego rodzaju, prostocie niesamowicie urzeka.

    Najlepsza scena? Paryż, Hotel Regina. Wielkie przygotowania do akcji „uzyskanie rachunku hotelowego Johna Michaela Kane” (tytuł roboczy). Najpierw Jason omawia z Marie cały przebieg, synchronizują zegarki, omawiają plan awaryjny, a kończy się zupełnie inaczej. Wszystko poszło niezgodnie z ustaleniami. Marie postanowiła działać na własną rękę, co całkowicie zadziwiło Bourne’a. Nie spodziewał się, że można niektóre sprawy załatwić w tak prosty i nieskomplikowany sposób. Dla Niny jest to po prostu wspaniałe.

    W plebiscycie na najgorszą scenę pierwsze miejsce zajmuje jedna ze scen końcowych. Jason trafia do biura Treadstone, gdzie konfrontuje się z Conklinem (Chris Cooper), a później z kilkoma kiepskimi agentami. W pewnym momencie bohater decyduje się zlecieć jakieś 3 piętra na zwłokach pewnego delikwenta, niczym Alladyn na swoim dywanie. Co więcej, w trakcie tego spadania strzela do kolejnego mężczyzny i trafia go w sam środeczek czoła i aż chce się krzyknąć „Czółko”! w przerwie między salwami śmiechu.     

    Cały film Nina ocenia na plus oczywiście. Nie ma w nim wiele przesady ani głupoty. Jednak nie można powiedzieć, żeby był dobrym odzwierciedleniem powieści. Sama amnezja Jasona i obecność Treadstone to za mało, ale o dziwo film nie odstraszył Niny swoją odmiennością i niezgodnością z książką. Musi być w nim to coś. Chyba, że chodzi o to, iż nie pierwszy raz oglądała ten film, a przecież spodobał jej się już przy pierwszym oglądaniu. 

źródło plakatu: filmweb.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz