piątek, 11 października 2013

Krokodyle łzy. - „Lektor” w reżyserii Stephena Daldry (2008)

    Po przeczytaniu książki, ale jeszcze przed obejrzeniem filmu Nina pomyślała sobie: „Jak ktoś wpadł na pomysł, żeby to sfilmować”? Właściwie nie ma się, co dziwić. Książka jest bestsellerem i wielu ludzi jest nią zachwyconych.

    Film jest raczej zgodny z książką, więc nie będziemy dziś rozwodzić się nad podobieństwami i różnicami. Okazało się nawet, że jest jakby ciut lepszy od powieści - szok!, ale nadal nie ma się czym zachwycać. Na czym polega ta lepszość, to trudno stwierdzić. Może na tym, że tu marnujemy tylko dwie godziny, a czytając książkę kilka dni? Jest nudny, dłuży się, jedynie Kate Winslet (Hanna) z jej talentem i umiejętnościami go ratuje, bo Ralph Fiennes (Michael) nie podołał, ale z takim bohaterem to miał trudną robotę.  

    Najśmieszniejsza scena rozgrywa się w pierwszej części filmu, kiedy Michael miał 15 lat. Chłopak wnosi Hannie wiadra z węglem do mieszkania, ma umazaną, czarną twarz i ręce, więc kobieta stwierdza, że on musi się wykąpać (Nina też się kąpie jak ma brudną twarz, a Wy?) i od tego zaczyna się romansik tej dwójki. Ta część historii, czyli „miłość” Hanny i Michaela, jest równie niesmaczna jak w książce. Jak Nina jeszcze raz usłyszy od kogoś, że jest to piękna, epicka miłość, to rozważy ona pochlastanie się, bo miłości według niej tam nie ma. Jest fascynacja i sex.  Wszystko mogłoby zaczynać się od części drugiej, jak chłopak jest na studiach.

    W różnych opiniach Nina czytała, że ludzie nie mogli powstrzymać łez. Jej ten film tak nie doświadczył, ale ma nadzieję, że ci, którzy płakali robili to na scenach z procesu, że płakali nad tragiczną śmiercią wielu Żydów. Jeśli nie, to dziewczyna nie wie skąd te słone krople wzięły się w ich oczach.

    W filmowym „Lektorze” został chyba wykorzystany limit na goliznę dla wszystkich filmów z całej epoki (no dobrze Nina nie wlicza w to klasycznych bezkostiumowców), tak samo jak w powieści ten sam limit autor osiągnął zwrotem: kochaliśmy się. „Cóż za głębia” – powiedziała do siebie z ironią i już nie dziwiła się, dlaczego w jej głowie gości wszechobecna pustka, kiedy myśli o tym filmie.


    „Lektor” Ninie nie podobał się pod żadną postacią. Być może jest zbyt przyziemna (głupia?), żeby dostrzec i zrozumieć piękno tego filmu i książki, jeśli takowe gdzieś się schowało. Gdyby ktoś z czytelników był zainteresowany lub zaintrygowany tym tytułem, to Nina zdecydowanie doradza skupienie się na filmie. Stracicie mniej czasu.
A teraz już kończymy. Wybaczcie, że o te kilka zdań szybciej, ale w głowie Niny od pewnego czasu krąży jeden cytat: „Kończ…waść! wstydu…oszczędź!”. I jak tu nie poddać się takiej sugestii?


O książce przeczytasz tutaj.

źródło zdjęcia: filmweb.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz