piątek, 1 listopada 2013

Do zakochania jeden krok. - „To nie jest kraj dla starych ludzi” w reżyserii braci Cohen (2007)

    Ta sama pustynia, to samo polowanie, te same pieniądze i narkotyki, ale wrażenia trochę inne. Nina miała nadzieję, że film jej się spodoba i że będzie lepszy od książki. Jej marzenia się spełniły. A teraz poczekajcie chwileczkę, muszę pozbierać Ninę z podłogi, bo jeszcze się nie ogarnęła, a musi mi przecież pomóc pisać. Nie mogę odwalać za nią całej roboty.

    Nie ma wielu odstępstw od książki. W zasadzie to tylko kilku rzeczy brakuje, albo raczej osób, a poza tym jest naprawdę wierny książce. W filmie brakuje kilku stróżów prawa, agenta z Wydziału Narkotykowego, dziewczyny, która podróżując autostopem, trafiła na Llewelyna i paru Meksykanów. Nieobecność tych postaci niczego nie zmienia, więc nie jest to w żadnym wypadku minus. Za plus trzeba policzyć dialogi między Bellem a jego zastępcą, które w książce mogły być niejasne, a w filmie nabierają kolorów, kiedy widzimy, że zastępca jest lekko nieogarnięty i może głupio gadać. No i właściwie to nie ma już, o czym pisać, ale Nina postara się wykrzesać z siebie jeszcze kilka zdań.

    Film jest hipnotyzujący – podsłyszane stwierdzenie – i zapada w pamięć. Jest chyba bardziej powalający od książki. Co prawda, na filmie nie mamy pokazanych zmasakrowanych ciał, tak jak było to opisane w książce, ale obraz chyba jednak bardziej uderza. Wszystko jest takie realistyczne i takie bardzo namacalne. Taka sytuacja mogłaby spotkać każdego i Ninie wydaje się, że ten film to pokazuje i przez to chyba tak bardzo wpływa na człowieka i nim wstrząsa.

    Czy interesuje Was obsada? Mam nadzieję, że tak. Aktorzy są chyba najlepiej dobrani jak tylko można. Anton Chigurh (Javier Barden) – brak słów. Pasuje idealnie. Już po pierwszym spojrzeniu ma się pewność, że mamy się do czynienia z psychopatą. On nawet nie musi nic mówić. Wystarczy, że patrzy, że jest, że wygląda jak wygląda. Nina myśli, że Oskar dla Javiera – najlepszy aktor drugoplanowy – jak najbardziej zasłużony. Tommy Lee Jones, jako szeryf Bell i Woody Harrelson, jako Carlson Wells również spisali się dobrze, ale postać Chigurha jednak je przyćmiewa. Ale to dobrze, bo on jest w pewnym sensie najważniejszy w tej historii. Do Josha Brolina, który wcielił się w Llewelyna Mossa Nina ma jedno, ale: „powinien być młodszy, ale poza tym jest spoko”.  

    Sceny, które najbardziej utrwalają się w głowie, to te z udziałem Chigurha. Pierwsza scena z filmu jest straszna, a jednocześnie niesamowita i Nina już wiedziała, że ten film będzie dobry, że warto go oglądać, że będą nerwy pomimo tego, że zna się całą treść. Kolejna scena, która jakoś utkwiła w głowie dziewczyny: stacja benzynowa, Chigurh i mężczyzna za ladą. Majstersztyk! Wszystko odbywało się tak, jak sobie wyobrażała, czytając książkę tylko było jeszcze lepsze. Tak realne, że stwierdziła, że bałaby się pracować na stacji benzynowej na odludziu. Siedziała na sofie, zaciskała pięści, przygryzała górną wargę i z niecierpliwością oczekiwała finału, choć doskonale wiedziała jak to się skończy. Po prostu emocje sięgają zenitu.

    Film w swojej prostocie jest chyba doskonały albo prawie doskonały. Kto widział ten rozumie, kto nie widział niech obejrzy, a kto widział i nie rozumie niech zobaczy jeszcze raz. Zdecydowanie polecamy.

P.S. Nina chyba zakochała się w tym filmie podczas pisania tego tekstu.

O książce przeczytasz tutaj.

źródło okładki: filmweb.pl

2 komentarze:

  1. Od pierwszej sceny, która zapowiadała "hipnotyzujący" seans, aż do napisów końcowych siedziałem jak na seansach Kaszpirowskiego i nawet zdaje mi się nie mrugnąłem okiem. Powracając po seansie z trudem do reala, pomyślałem sobie że film mógłby trwać z 10 godzin. Muszę przyznać że dawno nie widziałem tak absorbująceg kina. Dzięki za twój opis, który czyni mnie jeszcze większym fanem blogowej działalności Niny;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drogi Zombie Driverze!
      Bardzo obawiałam się, że film mi się nie spodoba ze względu na przemoc, brutalność i nieludzkość. Okazało się, że ludzkość bije z niego drzwiami i oknami. Mnie również on zahipnotyzował, ale mam nadzieję, że do zakładu psychiatrycznego nie trafię, tak jak niektórzy po seansach Kaszpirowskiego.
      Dzięki za dobre słowo i pozdrawiam, Nina.

      Usuń