Wczoraj Nina
doznała niemałego szoku. Weszła na książkowy portal internetowy i chciała
odznaczyć „Buszującego w zbożu”, jako książkę przeczytaną. Pod opisem książki
znajdują się oceny innych czytelników i pierwsza ocena sprawiła, że Nina
zamarła z otwartą ze zdziwienia buzią. Jedna gwiazdka na dziesięć możliwych. Totalny
zgon. Skąd taka reakcja zapytacie. Moi drodzy, to wszystko wynika z tego, że
Nina uważa tę książkę za bardzo dobrą, przyznała osiem gwiazdek. Nie jest
nudna, jest dobrze napisana, a problemy w niej zawarte są nadal aktualne. „Jest
to takie dziwne, że dla jednego coś jest beznadziejne, a dla drugiego coś jest
rewelacyjne” – pomyślała.
Głównym bohaterem jest nastoletni Holden
Caulfield. Zostaje wydalony z kolejnej prywatnej szkoły średniej. Miał zostać w
internacie do przerwy świątecznej, jednak po bójce z jednym z chłopaków ze
szkoły wyjeżdża do Nowego Jorku. W ciągu kilku dni spotyka go bardzo wiele
przyjemnych i mniej przyjemnych rzeczy. Poznajemy jego rodzinę, przyjaciół i wrogów
z opowieści, którymi Holden nas obdarza. Dowiadujemy się, czego nie lubi, a co
lubi. Przedstawia nam swoje plany, pomysły, które często podsumowuje
stwierdzeniem typu: „taki ze mnie wariat”.
Postać Holdena jest opisywana,
jako buntownicza i prowokacyjna. Nie zostawiajmy go jednak z takim wyrokiem na
całe życie. Trzeba zastanowić się, dlaczego taki jest. Nic nie bierze się z
powietrza. Diagnoza typu: to był nastolatek, każdy nastolatek przechodzi okres
buntu, tak jest i kropka, jest zbyt wielkim uproszczeniem. Dla Niny Holden nie
jest królem buntowników. Owszem pali, pije alkohol, nie ma chęci do nauki, przez
co wyrzucają go ze szkoły. Według Niny jest też niepewny siebie. Gdy
prostytutka przychodzi do jego pokoju hotelowego, on nie jest już taki odważny
i skory do działania, jaki klasyczny buntownik by tak zrobił? Nie chce wrócić
prosto z Pencey, prywatnej szkoły, do domu i przyznać się, że go wylali. Buntownik
powinien mieć w nosie to, co myślą rodzice. A może trzeba się zastanowić czy
buntowniczy rzeczywiście znaczy zły. Buntownik to nie to samo, co awanturnik.
Holden buntuje się przeciw głupocie, kłamstwu, fałszywości. Czy można taką
postawę nazwać nieodpowiednią?
„Buszujący w zbożu” to nie jest
książka, w której wszystko mamy podane na tacy. Oczywiście można ją tak
odebrać, ale w ten sposób pozbawić się można osobistych refleksji nad nią. Czytanie
tej książki to zabawa, śmiech i szukanie ukrytych treści między wierszami. Pamiętajmy,
że czasem sens jest głębszy niż może się wydawać, więc trzeba się do niego
dokopać i łopata bardzo się przyda.
Nina w żadnym wypadku nie chce
wam sprzedać swojej ideologii na temat tej powieści, chce was zachęcić tylko do
myślenia, bo nie wszystko musi być prawdą z tego, co nam mówią lub piszą. Nie wszystko
musi tak wyglądać jak ktoś nam powie. Jeśli ktoś ocenia książkę na 1, to nie
znaczy, że zrobią tak wszyscy. Jeżeli mówi się, że Holden Caulfield jest
buntownikiem i prowokatorem, a Ty widzisz to inaczej i masz argumenty, żeby
poprzeć swoją tezę, to nie znaczy, że źle zrozumiałeś książkę. To znaczy, że
odrobiłeś lekcję samodzielnego myślenia, a Nina uważa, że do takiej lekcji
zachęca nas autor „Buszującego w zbożu”.
okładka: Wydawnictwo Iskry
źródło okładki: lubimyczytac.pl
Droga Nino, cieszę się że wzrasta liczba czytelników Twojego bloga, bo dobrze jest gdy dobre rzeczy docierają do jak największej liczby ludzi. Ja również mocno sobie postanowiłem, że regularnie będę odwiedzał tę stronę, a jak coś sobie postanowię to zawsze to zrealizuję - taki już ze mnie wariat! Cieszę się że w końcu pojawiła się pozycja, po którą i ja sięgnąłem. Tak jak i tobie książka ta przypadła mi do gustu połknąłem ją tak szybko, że nawet poszczególne litery ściekały mi po brodzie spadając na biurko. (Na szczęście żadna się nie połamała, bo dzięki grubej warstwie kurzu miały miękkie lądowanie). Książka ta przyniosła mi wiele radości, napisana jest lekko i z humorem, ale nie jest pozbawiona głębi. Refleksje, rozterki czy radości młodego Caulfielda czytałem z nostalgią za utraconą pogonią za dorosłością. Bo to co nie osiągalne najbardziej pociąga (a osiągnięte powszednieje), dlatego Holden tak napawał się każdym drobnym sukcesem w dziedzinie osiągania dorosłości, szczególnie kiedy takim widzieli go dorośli lub gdy on sam myślał że tak właśnie jest postrzegany (np. w pociągu kiedy "uwodził" matkę jednego z dawnych kolegów). Nie mniej jednak pozostał chłopcem co widać wyraźnie w opisywanej przez Ciebie przygodzie z prostytutką, która idealnie opisuje Caulfieldowskie balansowanie między pogonią za światem idealnym (dorosłym), a strachem przed utratą tego znanego, realnego (dziecięcym).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam , Zombie Driver
Drogi Zombie Driverze!
UsuńCoraz bardziej przekonuję się, że to Ty powinieneś pisać tego bloga, bo Twoje komentarze są po prostu rewelacyjne - taka już ze mnie wariatka! Ciesze się, że Ty się cieszysz, że pojawiło się coś co znasz i lubisz. Jestem otwarta na propozycje kolejnych tytułów.
Holden zdecydowanie jest postacią złożoną i skomplikowaną, a jednocześnie tak prostą. Nie wiem jak ludzie mogą go nie lubić.
U mnie też sporo kurzu, mogę nawet położyć głowę na biurku, a miękko jest jak na podusi :)
Pozdrawiam, Nina.