piątek, 2 sierpnia 2013

Wąs podzielony na czworo. - "Poirot: Morderstwo na polu golfowym" w reżyserii Andrew Grieve'a (1996)

    Dziś w naszej wspólnej podróży (waszej i naszej) dochodzimy do sfilmowanego „Morderstwa na polu golfowym”. Tak właściwie jest to jeden odcinek z serii, dokładnie 44, „Agatha Christie: Poirot”. Cała seria liczy sobie póki, co około 70 odcinków. Powiem szczerze, Nina podchodziła sceptycznie do tego produktu. Jakoś nie chciało jej się wierzyć, że może to być dobre. Ku swojemu wielkiemu zdziwieniu, a musicie wiedzieć, że Nina zbyt często się nie dziwi, odkryła, że „Poirot” jest nawet całkiem, całkiem. W znanym serwisie filmowym, nie będziemy żadnej reklamy robić, serial otrzymał ocenę 8/10. Wcale nieźle.

    Są dwie rzeczy bardzo pozytywne, nad którymi należałoby się pochylić. Po pierwsze, kreacja Herkulesa Poirot. Nina uważa, że David Suchet, który jest odtwórcą głównej roli, spisał się bardzo dobrze. Mimika, postawa, zachowanie – książkowy, nasuwa się nawet określenie podręcznikowy Poirot. Te momenty, kiedy główny bohater coś znajduje, czegoś się dowiaduje, a co wcale nie jest interesujące dla drugiego detektywa, i emanuje swoją pewnością siebie, swoją wyższością i mówi, że w jego oczach to wygląda bardzo interesująco i, że jest to istotne dla śledztwa są wedle Niny rewelacyjne, bardzo dobrze zagrane i oddają charakter postaci Herkulesa Poirot. Trzeba jednak pamiętać, że nie jest to zachowanie aroganckie, on tylko ot tak musi dać przytyczka w nos zarozumiałemu i nieliczącemu się ze zdaniem Poirota Girardowi. Po drugie, wszystkie najważniejsze aspekty śledztwa nie zostały zmienione. Podejrzani są ci sami, morderstwo zostało popełnione tak samo, rozwiązanie całej sprawy jest takie samo jak w powieści. Nawet, jeśli są jakieś zmiany to są to zmiany nie bardzo istotne i nie przeszkadzają odbiorcy, który zna historię z książki, są subtelne i zdecydowanie do przełknięcia. Dlaczego w przypadku tego filmu zmiany nie rażą Niny? Nie wiadomo. Przeciwsłonecznych okularów na nosie nie miła, mam, co do tego stuprocentową pewność.

    Było o dwóch plusach, a teraz czas na dwa minusy. Pierwszy i niestety poważny przeszkadzacz to nuda. Dotyczy to jednak tylko tych widzów, który czytali „Morderstwo na polu golfowym” i znają zakończenie, rozwinięcie i początek. Jest to element, który nie pozwala w pełni cieszyć się oglądanym filmem. Cóż to za frajda oglądać coś i wiedzieć, co będzie za kolejnym zakrętem? Nina tak sobie oglądała i mówiła do siebie, że teraz ona zrobi to, a on zrobi tamto, a potem wszyscy zachowają się tak. Drugi minus wędruje do ostatniej sceny filmu. Jak nie czytałeś książki istnieje duże prawdopodobieństwo, że nie będziesz drogi przyjacielu wiedział, o co chodzi. Nina jest zaskoczona, że zostało to tak zostawione. Zastanawiała się nawet czy twórcy, aby oglądali to przed wypuszczeniem w świat.

    Udało się w końcu zrównoważyć plusy i minusy w ilości, a w objętości tekstu nawet plusów więcej. Na koniec jedno zdanie należące całkowicie do Niny, niezmieniane przeze mnie, bo i po co: „Jeśli wiecie z góry, że nie chcecie tego filmu oglądać, zróbcie małe ustępstwo i zobaczcie, chociaż przekomiczne i fantastyczne wąsy Poirota”.

Do przeczytania wkrótce :)

O książce przeczytasz tutaj.

źródło plakatu odcinka: filmweb.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz