piątek, 20 września 2013

Pięciu jest w sam raz, ale sześciu to już tłok. – „Działa Navarony” w reżyserii J. Lee Thompsona (1961)

   Oglądając filmy z lat sześćdziesiątych trzeba podchodzić do nich z pewnym dystansem. Nie można ich oceniać według współczesnych standardów.  Wtedy nie było takiej technologii ani takiego sprzętu, jakim dysponują dziś filmowcy. Efekty specjalne wzniosły się już chyba ponad szczyty Navarony. Jednak, co ciekawe, jedno pozostaje niezmienne, a mianowicie spadający samochód z niewielkiego zbocza, skarpy, wzniesienia potrafi wprawić się w wybuch zarówno pięćdziesiąt lat temu jak i dzisiaj.

    „Ach te zmiany, zmiany, zmiany”. Nina jest już troszkę nimi zmęczona, ale może nie wszyscy czytelnicy oczekują po ekranizacjach tego, co ona. Zauważyć jednak wypada, że gdyby wprowadzane były zmiany w adaptacjach książek, które są obecnie lekturami szkolnymi, to mielibyśmy w głowach lekkie zamieszanie.

    W filmowej wersji „Dział Navarony” nie znajdziemy postaci Andy’ego Stevensa. Został on zastąpiony majorem Royem Franklinem (Anthony Quayle), który zastąpił Keitha Mallory’ego (Gregory Peck) w obowiązkach dowódcy, przynajmniej do wypadku, który przydarzył mu się podczas wspinaczki. Mallory nie zostaje mianowany dowódcą, ale staje się samozwańczym przywódcą całej operacji, kiedy Franklin nie może dłużej pełnić tej funkcji. Ta sytuacja według Niny sprawia, że Mallory traci w oczach odbiorców znających go z powieści. W jej oczach stracił. A szkoda. Dusty Miller (David Niven) za to bardzo przypadł dziewczynie do gustu (nie chodzi tu o jego aparycję i zakochanie z nią związane, ale o zwykłą sympatię do bohatera) i powinien jej zdaniem zostać honorowym obywatelem Polski, bo z zachowania i charakteru nadawałby się na naszego rodaka w sam raz. Niezrozumiałe dla Niny jest to, że w filmie zamiast pięciu bohaterów ich liczba rośnie do sześciu. W gratisie widz otrzymuje Greka Pappadimosa (James Darren), który w cudowny sposób spotyka się z dawno niewidzianą siostrą. Siostra ta, Maria (Irene Papas), wraz z jej przyjaciółką Anną (Gia Scala) są partyzantkami, które pomagają dzielnym żołnierzom w wykonaniu ich misji. Należałoby tutaj wspomnieć, że w powieści w tej roli występują mężczyźni i żaden z nich nie odnajduje swojego brata, siostry, babci czy wujka. W filmie przeżywają nie ci, którzy mają, giną nie ci, którzy powinni. Mowa tu oczywiście o bohaterach.

    Andrea (Anthony Quinn) na pierwszy rzut oka nie wygląda na maszynę do zabijania, ale gdy przychodzi, co, do czego to już nie ma żadnych wątpliwości, kim on jest. Ostatnie sceny z jego udziałem jednak w ogóle nie pasują do tej postaci. Nina nie wyobraża sobie, żeby powieściowy Andrea z powodu rannej ręki musiał prosić o pomoc przy wchodzeniu na łódź. Czytamy bowiem, że: „- Jesteś ranny! - przerwał mu Miller. - Zupełnie jakbyś miał przedziurawioną rękę - wskazał na czerwoną plamę rozpływającą się po mokrej kurtce.
- Ojej, rzeczywiście - Andrea udał ogromnie zdumionego. - Ale to tylko draśnięcie, mój drogi”. Druga niemożliwość ze strony Greka: nie chce wracać na Kretę, żeby walczyć z wrogiem, bo woli zostać z Marią. Cóż za bzdura.

    Pomimo tego, że Nina doszukała się tylu zmian cała reszta dobrze oddaje wizję MacLeana z książki i dobrze się to ogląda.  Jeżeli ktoś jeszcze nie widział to powinien to nadrobić, ponieważ „Działa Navarony” to klasyka kina, ale chyba nie ma zbyt wielu osób, które tego nie znają. 

O książce przeczytasz tutaj.

źródło okładki DVD: filmweb.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz