poniedziałek, 16 września 2013

Płynę przez staw sama! Płynę przez staw z Mallorym! - „Działa Nawarony” Alistaira MacLeana (1957)

    Nina postanowiła wraz z pięcioma alianckimi śmiałkami wybrać się na wczasy. Wyjątkowo nie będą to wczasy pod gruszą, ale pod ostrzałem. Chłód, deszcz, śnieg, wiatr. Idealne warunki, żeby rozpocząć misję niszczycielsko-samobójczą na Nawaronie. Zmierzmy się dziś z potężnymi bliźniaczymi działami umieszczonymi przez Niemców w jaskini jednej z greckich wysp.

    O co chodzi w powieści? Chodzi o to, że na wyspie Cheros znajduje się tysiąc dwustu żołnierzy, których trzeba ewakuować, ale na przeszkodzie stoją wspomniane wcześniej działa, które tę ewakuację uniemożliwiają. Istnieje tylko jedna słuszna opcja. Trzeba owe działa zniszczyć. Powołana zostaje, więc grupa pod dowództwem kapitana Mallory’ego, która ma tego dokonać.  

    Według Niny dużym plusem są bohaterowie. Tacy prawdziwi, z krwi i kości. Nie są nieomylni i mają swoje słabości. Z takim bohaterami można i chciałoby się zaprzyjaźnić. Życzy im się szczęścia i powodzenia podczas misji. Jak coś im nie wychodzi, to jest przykro Ninie. Można się do nich przywiązać i powstaje troska o ich zdrowie i życie. Z Andreą przy boku nie obawiałaby się nikogo, a z kapitanem Mallorym to chyba nawet wspinaczka górska nie byłaby jej straszna. Zresztą za kapitanem to pewnie by wszędzie poszła, a to w zasadzie dobrze o nim świadczy, jako o dowódcy.

    Pomimo braku fachowej wiedzy na temat zapalników i innych bibelotów z działu „materiały wybuchowe”, braku wiedzy o broni (Nina musiała sprawdzić jak ma wyglądać peem i schmeisser) i braku zmysłu taktycznego czytelnik bez problemu powinien zrozumieć, na czym mają polegać i jak mają wyglądać poszczególne operacje. Miłośnikowi militariów prawdopodobnie łatwiej sobie wszystko wyobrazić i ma on pewnie pełniejszy obraz sytuacji, ale taki laik jak Nina, z odrobiną internetowej pomocy, również jest w stanie w stopniu dostatecznym opanować techniczną stronę powieści, a nawet jeśli tak się nie dzieje, to nie odstrasza to od czytania, ponieważ książka jest napisana bardzo ciekawie i małe niezrozumienia nie powodują niechęci do dalszego zaznajamiania się z fabułą.

    Jeśli czytając powieść czujesz się tak jakbyś był razem z bohaterami, czujesz wilgoć jakbyś leżał w tej samej jaskini, co oni, czujesz zimno jakbyś leżał w śniegu obok nich, to znaczy, że autor jest dobry w tym co robi. Alistair MacLean zdecydowanie był w tym dobry. Nina czuła często dokładnie to, co czuli bohaterowie „Dział Nawarony”. Mówiła sobie czasem: „Dobra jeszcze 10 stron i robię sobie przerwę”, po czym czytała jeszcze 20 czy 30 stron. Świadczyć to może o tym, że utwór jest napisany ciekawie i jest bardzo wciągający (albo o fanatyzmie czytelniczki) i aż trudno uwierzyć, że tak naprawdę nie ma wyspy Nawarony i nie było takiej operacji podczas II wojny światowej.

    Czy Nina poleca? Zdecydowanie tak. Poleca też czytanie po trochu, żeby wątki się nie myliły. Czytając całość w dwa, trzy dni można mieć z tym problem, więc warto dać sobie czas, żeby ze spokojem przetrawić to, co się przeczytało. 

okładka: Wydwnictwo ISKRY
źródło okładki: lubimyczytac.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz